Nowa era gier: Mniejsze zespoły, większe ambicje
W erze, kiedy gigantyczne zespoły produkcyjne tworzą gry AAA, małe studia z zapałem walczą o swoją szansę. Echoes of the End, produkcja islandzkiego Myrkur Games, próbuje zaistnieć na arenie gier, serwując nam nordyckie klimaty à la God of War. Czy udało się im dorównać gigantowi Sony? Zanurzmy się w fascynujące uniwersum Ryn i oceńmy sami!
Co już wiemy
Echoes of the End to dzieło 40-osobowego zespołu, które pełne jest ambicji, ale i cięć budżetowych. Oparta na Unreal Engine produkcja prezentuje się wizualnie świetnie, chociaż oczywiście nie na poziomie największych hitów, które dysponują budżetem kilkuset milionów dolarów. Grafika i efekty specjalne to jednak nie wszystko – kluczem jest historia i to, jak zostanie przekazana graczom.
Ryn, główna bohaterka, to wojowniczka z magicznymi zdolnościami, które pomagają jej w obronie świata przed złą czarownicą. Choć brzmi to jak obietnica epickich pojedynków i głębokiej fabuły, niestety wiele elementów storytellingu pozostawia niedosyt. Narracja wydaje się płaska, a postacie, oprócz antagonistki Zary, nie wzbudzają sympatii. Mimo wizualnej estetyki, Echoes of the End cierpi na brak spontaniczności. Voice acting wydaje się wymuszony, a emocjonalne uniesienia są płaskie jak naleśnik na środkowym półce piekarnika.
Mechanika i rozgrywka
Na szczęście, jeśli spojrzymy na mechanikę, tutaj Echoes of the End ma się czym pochwalić. Walka jest mieszanką szybkiego tempa i strategicznego myślenia, inspiruje się gigantami jak God of War, więc nie obejdzie się bez porównań. W zestawie z Norweżkami dostajemy niezłe zestawienia broni i mocy, a także kilka walk z bossami, które choć nie każą wymyślać na nowo koła, potrafią wciągnąć bardziej wymagających graczy. Tu jednak pojawia się haczyk: tempo walk i responsywność bohaterki czasem nie nadążają za obiecującą mechaniką.
Co istotne, Echoes of the End wrzuca nas w retro klimat gier, gdzie przypominają się czasy linearnego storytellingu z kilkoma sekretami ukrytymi w bocznych zaułkach mapy. To powiew świeżego powietrza, chociaż nieco szary – bo zagadki mogli by napisać bardziej intrygująco.
Echoes przyszłości
Podsumowując, Echoes of the End to przyjemna przerwa, weekendowy motel na trasie do kolejnego cyfrowego świata. Jednak mimo swojej atrakcyjności zewnętrznej, której nie można odmówić, brakuje duszy i tej charyzmy, które sprawiają, że gra zapada na długo w pamięć. Miejmy nadzieję, że Myrkur Games, biorąc pod skrzydła zdobyte doświadczenie, zaskoczy nas kolejnym projektem o tej samej ambicjonalnej podstawie, lecz bogatszym wykonaniem.